środa, 24 sierpnia 2011

Indonezja - Bali

Na Bali chcielismy poleniuchowac, wykapac sie ponownie w oceanie i nie przemeczac sie zbytnio. Jednym slowem nie chcielismy robic wszystkiego i niczego:) W nastepstwie wulkanicznych eskapad, nasze lenistwo siegnelo tak wysoko, ze nawet nie chcielismy wytezyc naszych mozgow aby zaplanowac trase po Bali. Widocznie los to wyczul i na naszej drodze pojawila sie pierwsza jak do tej pory polska ekipa, jadaca w naszym kierunku...badz to my pojawilismy sie na drodze polskiej ekipy jadacej w ich kierunku:) Tego samego dnia wyladowalismy w  miejscowosci Lalang-Linggah. Jako ze ceny na Bali (zwlaszcza w niektorych miejscach) sa znacznie drozsze niz na poprzednich wyspach, nie latwo bylo znalezc sensowny nocleg, tym bardziej dla 6 osob. Zatrzymalismy sie w calkiem uroczych bungalowach, z calkiem eleganckim wnetrzem, tarasem i basenem. Bungolowy maja niestety jedyna podstawowa wade. Chocby nie wiem jak bardzo staraly sie byc czyste, sa to wciaz bambusowe domki, w ktorych mozesz miec pewnosc ze zostaniesz pogryziony przez robactwo. Mimo to spedzilismy tam dobrych kilka dni. Nasza polska ekipa  Aneta, Bartek, Monia i Mateusz oprocz polskiej wodeczki dostarczyla nam doborowego polskiego towarzystwa, ktorego tak bardzo nam brakowalo. Poplazowalismy,  pojezdzilismy na motorkach poimprezowalismy! Dziekujemy, pozdrawiamy! Podczas jednej z motorowych wyprach zaliczylismy pierwsza  ofiare, mala kura przedwczesnie trafila na indonezyjski stol...Z Lallah -Lingah udalismy sie do Padang Bai. Tam traflismy na 3 dniowe buddyjskie swieto. Kobiety z owocami na glowach, kolorowe stroje, lokalna muzyka, dzwony i jeszcze raz kolorowe stroje symbolizowaly...no walsnie? Sami nie wiemy co do konca:) Ale wiemy, ze swieto to zdarza sie dwa razy w roku:) Znalezlismy wyjatkowo jak na Bali tani hotel z przesymaptyczna obsluga. W celach eksploatacyjnych  pozyczylismy na kilka dni skuter, ktory jako jedyny srodek transportu daje niezaleznosc, ktora tak bardzo cenimy. Jako ze liczne procesje blokowaly glowne drogi niejednokrotnie musielismy jechac przez dzungle, co z jednej strony dawalo duzo offroadu, z drugiej duzo strachu! Samotni mezczyzni z sierpami w dloni nie wygladali na szczesliwych, widzac przejezdzajace motory na ich terenie. Bardzo cieszylismy sie, ze jestesmy szybsi!
Bali zauroczylo nas pod wzgledem wiekszej cywilizacji, pieknych plaz i czystosci wody. Nurkujac ogladalismy podwodny swiat, wygladajacy jak kosmos z  kanionami pelnymi ryb. Cos niesamoitego!  Ciezko bylo nam rozstac sie ze skuterem i tym pieknym miejscem, ale zblizala soe data lotu do Tajlandii takze musielismy opuscic Bali. Na chwile zajrzelismy na Lombok...ale nie ma co pisac bo to byl doslownie wypad na Lombok na obiad. Indonezja nie pozegnala nas w najlepszym stylu. Po tym jak wlascicielowi hotelu nie udalo sie oszukac nas (czyli wyciagnac pieniadze na najdrozsszy pokoj, my wzielismy standard) zostalismy otruci sniadaniem. Baardzo bardzo nieladnie!!! Bardzo nie polecamy Hotelu Puri Kencana w Surabai!!!! Mimo pieknych miejsc w Indonezji oraz udanego czasu spedzonego tam jestesmy zmeczeni tym krajem krzyczacych naciagaczy, pozbawionych kultury i z utesknieniem czekamy na to co przyniesie nam Tajlandia!






















Gdansk pozdrawia Wroclaw!

niedziela, 14 sierpnia 2011

Indonezja-Jawa odcinek 2

Nasz niedosyt zmiksowany z uczuciem niedostatecznych wrazen oraz kolosalne wulkaniczne podniecenie sprowadzilo nas do malej wioski Selo u podnoza ktorej wyrasta najbardziej aktywny wulkan swiata Mt. Merapi (szacuje sie, ze Merapi wyemitowal najwieksza ilosc materialow piroklastycznych na swiecie) Po erupcji 5.11.2010 r nie istnieja dokladne dane na temat  wysokosci gory ognia ani szerokosci krateru (wysokosc  przed erupcja wynosila 2911m.n.p.m)

Ostatnie badania zakladaja hipoteze iz prawdopododnie silna aktywnosc wulkaniczna i wywolane przez nia podwodne fale sejsmiczne Mt. Merapi pobudzily  do zycia wulkan Anak Krakatau (ktorego liczne erupcje ogladalismy na Sumatrze). Niewielu ludzi decyduje sie na wspinaczke po wybuchu.

Aby uniknac dziennych upalow i ujrzec wschod slonca ze szczytu plomiennej gory zdecydowalismy sie na nocna wspinaczke. Zaopatrzeni w latarki, suchy prowiant i maski ruszylismy pod gore. Po 4,5 godzinach znalezlismy sie u samego szczytu Mt. Merapi. Uczcilismy to symbolicznym piwem. Szczesliwi i usatysfakjonowani nie wiedzilismy,- ze zejscie w dol okaze sie duzo wiekszym wyzwaniem niz wejscie...

Jesli chodzi o wspinaczke to nie byl to szczegolny wyczyn pod wzgledem wysokosci, lecz po wzgledem zagrozenia oraz drogi, zwlaszcza na ostatnim odcinku. Slaba widocznosc, ilosc wydobywajacych sie gazow oraz materialow piroklastycznych, wysokosc zalegania lawy w kraterze czesto uniemozliwiaja wspinaczke. Dodatkowo ostatni odcinek (zajmujacy okolo 1h drogi) to stroma droga po kolana w popiole wulkanicznym, ktory obsuwa sie wraz z kazdym postawionym krokiem (Kasia stawiala te kroki w pozyczonych butach od wlasciciela home stay, gdyz nie zdazyla odkupic wczesniejszej zguby) Po zejsciu dowiedzielismy sie, ze bylismy jednymi z neilicznych, ktorzy weszli na sam szczyt, a Kasia najprawdopodobniej byla pierwsza kobieta, ktora byla na samej gorze po erupcji w 2010 r. Ta informacja dostarczyla nam jeszcze wiekszej satysfakcji.


hurtownia

plecaczek



droga na szczyt




w cieniu kratera


wulkaniczny kiss




Uwaga zagadka! Co to za zwierz???




Z Selo udalismy sie do obiektu Unesco Prambanan. Prambanan to hinduistyczny zespol swiatyn, ktory w 2006 roku zostal zniszczony przez trzesienie ziemi w centralnej Jawie. Obecnie duza czesc zostala odrestaurowana, ale wciaz widac slady zniszczenia. W Prambanam odpoczelismy, udalismy sie na drobne zakupy, poniewaz po raz pierwszy na bazarach byly CENY! Odpoczynek od targowania byl bezcenny! W Prambanam  udalismy sie na slynny Ramayana Ballet. Nie jestesmy prawdziwymi koneserami baletu, ale mielismy wrazenie ze tancerzy wykonywali ogromna walke z rownowaga...Nie odnalezlismy w tym przedtawieniu prawdziwego kunsztu. Piekne stroje oraz lokalna muzyka w polaczeniu z widokiem na swiatynie sprawila ze i tak nam sie podobalo. Wracajac zobaczylismy cos co wprawilo nas w zadume. Posrod straganow stal pan ze stoiskiem kurzych pisklat. Nie byloby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, ze te kurczaczki byly kolorowe. Nie chcielismy sobie wyobrazac procesu barwienia... Czy indonezyjczycy naprawde mysla, ze kolorowe kury beda znosic pisanki???











W dalszym ciagu ciagnelo nas do wulkanow. Wybralismy Mt. Bromo, aktywny wulkan ze szczytu ktorego rozposciera sie widok na najwyzszy jawajski wulkan Mt. Semeru. Mt. Bromo w odroznieniu od poprzednich wulkanow jest polozony posrodku rozleglej doliny zwanej " morzem piasku". Przed kolejna wspinaczka Kasia postanowila zakupic buty...co okazalo sie wprost niemozliwym zadaniem! W sklepach same japonki i jedyne pelne buty, ktore znalazla byly bialymi adidosami rodem z "zielonego rynku"...w dodatku drogie...W tym momencie oboje zrozumielismy motywy kradziezy! W konsekwencji nieudanych poszukiwan Kasia wspiela sie w pozyczonych kaloszach:)

Mt. Bromo jest swietym miejscem, gdzie co roku miejscowi skladaja ofiary w postaci zwierzat, innego poyzywienia oraz alkoholu. Wedlug ich wierzen chca "nakarmic" wulkan , aby nie dopominal sie o pozywienie wybuchami. Wierza, ze ich prosby beda wysluchane. Co roku tez ci odwazniejsi schodza w dol krateru, by te dary przechwycic...Niedawno odnaeziono tam swiatynie, ktora pokryta byla cala popiolem, pomimo to zachowala sie w doskonaly sposob. Swiatynia ta jest otwierania tylko podczas waznych swiat.

Miejsce to faktycznie bylo dla nas miejscem magicznym. Piekne gorskie krajobrazy, rozposcierajace sie tarasy ryzowe,pozytywna energia zatrzymaly nas na prawie 5 dni.

Fakt ,ze przemieszczamy sie glownie na skuterach badz motorach jest dla nas tak oczywisty, ze calkowicie zapomnielismy o tym napisac. Do nastepnego! Heej!