poniedziałek, 26 września 2011

Laos - sezon 3/ odcinek 1

Ad. Tajlandia: W ostatnim poscie naduzylismy slowa "oczywiscie".Taka sytuacja wiecej sie nie powtorzy. Przepraszamy.
 Kraj gdzie spokoj unosi sie w powietrzu, sen jest najlepszym przyjacielem czlowieka nazywa sie Laos. Po dwoch dniach spedzonych na Mekongu, w statku pelnym turystow, przyplywamy do malowniczej prowincj Luang Prabang. Dawna stolica Laosu, zaciszna w prowincjonalnym stylu z  usmiechem wiecznie zmeczonych laotanczykow to miejsce na ziemi gdzie nawet Mekong plynie tak jakby leniwie.



 Statek nie byl wypchany


To co nad brzegiem  Mekongu


 laotanski chlopiec wpatrzony w nowoczesnosc

 
nad rzeka Mekong

codziennosc Luang Prabang

     Aby zobaczyc zachod slonca wspinamy sie na gore wypelniona pomnikami buddy stanowiaca srodek miasta  o niefortunnej nazwie Phu Si. Spotykamy tam zagubionego staruszka, ktory opowiada nam swoja historie. Za czasow studenckich ( gdy w Laosie panowal komunizm) budowal z kolegami schody prowadzace na szczyt gory. Gdy podczas wojny Wietnamczycy opanowali kraj, uciekl wraz z rodzina do Tajlandii, by tam kontynuowac nauke. Dopiero w 1992 roku, po odzyskaniu calkowitej wolnosci przez Laos i otworzeniu granic z Tajlandia, do kraju zaczeli powracac uchodzcy. Nasz rozmowca wrocil dwa dni temu do Luang Prabang, swojego rodzinnego miasta. Zmiany jakie tu zastal, bardzo go zaskoczyly. Pamieta Laos komunistyczny, ogarniety rezimem, skladajacy sie  glownie z prymitywnych wiosek , gdzie zylo sie skromnie wykorzystujac zasoby naturalne. Pomimo ze Laos jest nadal biednym krajem, oprocz rolnictwa zaczyna sie rozwijac handel i turystyka. Teraz zdziwiony patrzy na kolonialne domy, bedace pozstaloscia francuzow i na multum turystow. Cieszy sie ze w koncu ludzie sa szczesliwi. Tlumaczy nam, ze Laos tak dlugo byl pod panowaniem innych narodow, ze mieszkancy teraz chca sie tylko cieszyc. Nie chca juz wojnen, nawet tych najmniejszych.

Faktem jest ze laotanczycy sa ekstremalnie przyjazni, oraz ekstremalnie leniwi:) Dzien spedzaja spiac w miejscu pracy. Przy sklepach badz straganach  zalegaja na swoich lezankach, w tuk-tukach rozwieszaja hamak, a oznaki przebudzenia przychodza razem z potencjalnym klientem. Choc nie zawsze. Jak sa bardzo zaspani, to  zarobek nie interesuje ich bardziej niz sen.


zapracowana obsluga naszego hotelu

oddaj deske

Najwieksza atrakcja Luang Praang jest jednak 30 metrowy wodospad. Razem z polsko-kanadyjska ekipa (ktora namawiamy na motor) ruszamy na podboj. Z powodu deszczu, (i bajorka ktore powstaje zamiast sciezki), Wspinamy sie na gore, na bosaka. Nagroda za brodzenie w blocie, jest kapiel w wodospadzie i szalone skoki do wody.



no i polecial

 polsko-kanadyjska ekipka


 najwiekszy wodpospad w okolicy


 pokazal rogi

Powrot z wodospadu okazal sie bardziej stresujacy niz mozna bylo to sobie wyobrazic. Jedziemy  na naszym motorku a tu nagle masa bizonow zagradza nam droge. Wszystkie maja  wielkie rogi i nie wygladaja przyjaznie... Droga waska i nie ma opcji skretu ani w prawo, ani w lewo. No to my nawrotka i czekamy na lokalnych by pusic ich pierwszych. Nadjezdzaja lokalni + tuk tuk to my za nimi. A tu skucha, bo byki rzucaja sie na pierwsze motory, wiec w jedenj sekundzie gazuuu i w tyl zwrot!!! Te byczki naprawde nie byly przyjazne. Przeczekalismy az w koncu  skreca na lake, tam gdzie ich miejsce i ruszamy dalej. Dalej rowniez spotykamy byki, ale w ilosci sztuk jedna, wiec nie jest tak zle. Ufff...


pedza prosto na nas

Wsponie z naszymi znajomymi spedzamy wieczory, posilaac sie na bazarach ( gdzie za 10.000 kip= 3zl.) mozna nalozyc tyle jedzenia ile zmiesci sie na talerzu, robimy zakupy na unikatowym bazarze,na ktorym  wszystko jest recznie robione i rozmawiamy o przyslowiowym "Zyciu":)


W Luang Prabang zycie plynie


                                                       nocny bazar

Udajemy sie do Vang-Vieng aby zobaczyc  miasteczko z widokiem na krasowe gory przypominajce chinskie mogoty.

poniedziałek, 5 września 2011

Tajlandia

Sezon drugi (deszczowy) Tajlandia.
Jestesmy w cywilizacji!!! Tak bardzo nam tego brakuje...Ladujemy na lotnisku w Bangkoku i wkraczamy na szlak kolorowo-motorowo-alkoholowy. Ten ostatni bedzie sie za na nami ciagnal az do polnocnej Tajlnadii gdzie w koncu los nalozy na jedno z nas embargo na alkohol.Na kogo i dlaczego...nie powiemy:)

Bankgok wita nas w nowoczesnym stylu. Zeby nie wyliczac, wszystko tu jest new-style, modern, hi-tec, a do tego low-prices:) Na licznych bazarach mozna kupic doslownie wszystko znanyh europejskich marek. Wszystko Oryginalne oczywiscie;))) Dostepne sa tez karty Isic, prawo jazdy (wszystkie kategorie), dyplom ukonczenia Harwardu oraz akt zgonu.

Druga sprawa sa ludzie. Caly czas usmiechnieci,tak jakby bez zmartwien, bez trosk, bije od nich radosc zycia i takie wewnetrzne cieplo.

W Bangkoku zegnamy sie z dziennym trybem i zaczynamy buszowac noca. Ladujemy oczywiscie na Kho San Road- ulice, ktora nigdy nie zasypia i nigdy sie nie budzi. Pod wplywem alkoholowych "drineczkow" (czytaj drinkow w 2 litrowych wiadrach) idziemy pobalowac! No i tak balet goni balet! Jak juz staramy przywolac siebie do tak zwanego porzadku spotykamy polakow...no i jak tu sie nie napic??? No jak???  Co rano obserwujemy resztki czlowieczenstwa dnia wczorajszego...Widoki nie sa przednie a my chcemy zobaczyc tajlandie, a nie ranne angolskie wywloki!!! Na szczescie nadchodzi poniedzielek i mozemy udac sie do ambasady Wietnamumu po wizy. Udaje nam sie to w jeden dzien. W przyplywie euforii i ogolnego roztrzepania topimy 1000 batow w kanale...!!!  Smutny to widok, jak pieniadz odplywa w sina dal a Ty nie mozesz nic zrobic:(

Aby nie puscic calego budzetu na orginalne produkty i alkoholowe uniesienia, nie zobaczywszy zbyt wielu zabytkow uciekamy na polnoc do historycznej wioski Subhotai.



full of colour's









Wcale nie przyjechalismy do Subhotai, wplynelismy do tego miasta niczym amfibia wplywa do morza. Poro deszczowa witamy Cie! Wody po kolana na glownej ulicy, domy zalane, pojazdy ktore nie daly rady stoja czekajac na lesze czasy, dziewczynki wybiegajace ze szkoly podnosza sukienki i przeprawiaja sie na druga strone,
wszystko wyglada tak...hmm..nienajciekawiej. Co na to tajowie? Nic! zupelnie nic! Zycie toczy sie dalej, a co ciekawe dalej sie smieja i usmiechaja, machaja do nas i pozdrawiaja! Najwiekszy ubaw jest wtedy, kiedy ktos sie poslizgnie i caly skapie w wodzie! Jeszcze wiekszy jesli samochod nie moze odpalic! Rybak siedzi na kawalku suchego mostu i lowi ryby, dzieciaki pluskaja sie w wodzie, niektorzy umacniaja zapory z workow z piasku. Nikt nie placze, nikt nie narzeka, wzjaemna pomoc jest tak naturalna, ze nie potrzeba tu darow i patetycznych piesni dla powodzian. Dla nich to kolejna pora deszczowa tak jak dla nas kolejny snieg.

Jako ze mamy rowerki wliczone w cene noclegu wybieramy najmniej kulawe i jedziemy na miasto! Lukasza rower nie ma pedala a w rowerze Kasi siodelko sie giba na rozne strony. Co tam, wazne ze jada. Jako ze pogoda meczaca, tak duszno i parno i jazda na rowerach to raczej walka z utrzymaniem sie na nich w wodzie, po obejrzeniu starowki,wieczorem chlodzimy sie zimnym piwerkiem.



 cicha woda brzegi rwie



 kompleks buddyjskich swiatyn









 do szpitala ?



po bulki do sklepu

Nastepym punktem na naszym szlaku jest Chang Mai. Zwiedzamy miasto, ogladamy pomniki Buddy, korzystamy z tajskiego masazu. Swiatynie jak swiatynie, dla nas wszystkie wygladaja podobnie:) Jedna rzecz wywoluje w nas uczucie zdziwienia, podziwu oraz hmm...niedowierzania i sklania do refleksji. W jednej ze swiatyn siedzi mezczyzna i medytuje. Ludzie oddaja mu czesc i klaniaja sie przed nim. Mezczyzna ten siedzi w malym pomiesczeniu za szyba, od niewiadomo ilu lat...jest w stanie tarnsu absolutnego. Poczatkowo bierzemy go za figurke z wosku. Takie to dziwne, wrecz przerazajace jak czlowiek moze tak latami siedziec sobie bez ruchu w jednym miejscu...















 W Tajlandi wystepuje kara smierci

Czeslaw gdzie dzis lecimy?

 Przenosimy sie do malej gorskiej wioski Pai. Tu wsiadamy na motor i tak sobie smigamy po gorach i tak nam dobrze! !Zaliczamy gorace zrodla...oczywiscie nie te w Parku Narodowym za duzy pieniadz, tylko takie same zrodla polozone 30 km dalej w naturze, za darmo. Droga taka pusta, kreta, wiatr we wlosach. Przezywamy kolejne w naszym zyciu zauroczenie, lecz tym razem odnosi sie to do maszyny:) W Pai jest tyle wspanialych miejsc, ze ciezko nam sie stad ruszyc, a kazdy dzien jest ciekawszy od poprzedniego. No i nasza 125...Oprocz licznych goracych zrodel odkrywamy wodospady, kaniony, wawazy, jaskinie...Po raz pierwszy jak to tej pory dopada nas hardcorowy deszcz i burza. Powrotna odleglosc do domu (70km) pokonujemy noca, w deszczu i burzy...Rzeki wylewaja mosty sie chowaja...trzesiemy sie z zimna, ale cisniemy przed siebie ( slisko i pada i stromo i pod gore...no moze cisniemy w tym przypadku nie jest najlepszym okresleniem:)))
Po pieciu dniach czujemy ze teren zjechalismy dostatecznie i ruszmay do Chang Rai na kolejne motorowe podboje. POstanawiamy te odleglosc pokonac autostopem, bo po prostu zatesknilismy za tym sposobem podrozowania, no i strasznie chcemy przejechac sie na pace:)

 prace rzeczne



 Slonie o przyjaznych wyrazach traby

 bardzooo gorace zrodla













 Ale dziura



 Brama do Hadesu















 Budda zalegl

 Paka-paka

 Do Chang Rai docieramy oczywiscie na pace:)))) Tu postanawiamy zobaczyc Biala Swiatynie, ktora robi na nas ogromne wrazenie. Jest to zdecydowanie najpiekniejsza Swiatynia, zupelnie inna od tych ktore do tej pory widzielismy. Tak misternie wykonana, z masa szczegolow, przerazajacym wejsciem oraz mnichem medytujacym w srodku. Tu znow jakos tak deszczowo i nieprzyjemnie, pomnimo przyjemnej atmosfery tak wiec udajemy sie do Chang Sean. Obecnie jestesmy juz na styku 3 panstw: Tajlandii, Laosu i Birmy. Jutro jedziemy na lodz ktora poplyniemy rzeka Mekong, stanowiaca naturalna granice pomiedzy tajlandia i Laosem, oczywiscie do Laosu.

To jeszcze nie koniec naszej przygody z Tajlandia. Wrocimy tu jeszcze za okolo 2 miesiace:) 







Biala Swiatynia -Wat Rong Khoon



straszno







Mae Hong Song  - Golden Triangle

polej herby




Tu spotykaja sie trzy panstwa: Birma, Tajlandia i Laos

naturalna granica rzeka Mekong

Tu jest duzo Opium



A ja pale sobie fajeee